
Dzień z życia w Holandii
Dzisiaj miałam wolny dzień. Wolny od dłuższego czasu, bo pracuje 6 dni w tygodniu, więc zostaje tylko jeden na odpoczynek. Dzień jeszcze się nie skończył, ale było śmiesznie i intensywnie. 🙂
Najpierw nagrałam podcast o mojej pracy w Holandii, a dokładnie na magazynie. Biorąc pod uwagę szybkość internetu, to wgra się następnego dnia. 🙂 Zjadłam pożywne śniadanie, delektowałam się kawą i postanowieniem ruszenia w drogę rowerem. Rower wypożyczony od koleżanki wymagał odświeżenia. Po drodze odkryłam też, że nie mam prawego hamulca. Rower, nie ja. 🙂 Miałam wypożyczyć z Parku (gdzie mieszkam), ale skoro była inna opcja, to stwierdziłam „czemu nie”. 🙂 W czasie jazdy siodełko zmieniało kąt nachylenia. 😀 Było ciekawie. To taki holenderski rower, a ja na początku jechałam jak na góralu – moje biedne plecy. 😉 No dobrze, ale już tydzień wcześniej znalazłam cel podróży. Odkryłam, że nieopodal jest jezioro, rezerwat i kąpielisko. Dwie plaże na których można się kąpać. Są strzeżone. 🙂 Myślę sobie, w Niemczech pływanie zaliczone, to i w Holandii tak będzie. 🙂 Strój czeka. 🙂 I tak oto wybrałam się nad jezioro 15 km od miejsca zamieszkania. Było naprawdę fajnie, zwłaszcza, że tu teren nie jest wymagający – głównie płaski. 🙂 Po drodze oglądałam piękne domy, zaprojektowane ogrody – one są niesamowite, to w ogóle jest inny świat. 🙂 Rowy oczyszczone, trawa i wszystko wycięte. Jak z obrazka. 🙂 Po drodze mijałam wielu rowerzystów i motocyklistów. Droga zdecydowanie nie była nudna.
W końcu dotarłam na miejsce.
Piękny teren, mijam pole namiotowe, kampery i auta osobowe przerobione na mieszkania na kółkach. Widzę po tych ludziach, że są zrelaksowani, spokojni i radośni. Tu normalnym jest mówienie „dzień dobry” nieznanej osobie. W końcu mapa google prowadzi mnie do mojego punktu – plaża. Okazuje się, że jest dostępna na zamkniętym terenie, co wiąże się z opłatą. Ale to dopiero od 1 maja. Teraz wchodzę za darmo. Znajduję sobie miejsce na ławce, słucham śpiewu ptaków, relaksuje, rozmyślam, a w między czasie ładuje telefon, żeby wrócić bez stresu, bo nie pamiętam drogi. 😀


Postanawiam jeszcze trochę pozwiedzać okolicę i wracać. Przy wyjściu zaczepia mnie ciemnoskóry mężczyzna, który wcześniej rozmawia z mężczyzną w aucie jak do golfa. 🙂 (Generalnie nie wiem o co chodzi, ale regularnie mnie zaczepiają za granicą. 😀 Tylko to nie są takie zaczepki jak w Polsce, tylko w wersji naprawdę przyjemnej). Na wstępie oczywiście pyta czy mi się tu podobało. Od razu przechodzi do pytania, czy jestem z Polski, czy Niemiec. 🙂 Mówi, że widzi to po twarzy. 😀 Rozmawiamy trochę po angielsku, trochę po niemiecku, bo kiedy mówię, że znam kilka języków po trochu, to też płynnie przeskakuje. 🙂 Wymieniamy jeszcze kilka zdań o pięknej pogodzie, o tym jak tu pięknie i skąd przyjechałam rowerem. Był lekko zaskoczony, ale podsumował to, że wyrabiam sobie mięśnie, odpoczywam aktywnie i jeszcze się opalam. Na koniec dał mi radę: „tylko nie opalaj się zbyt długo, bo będziesz miała taki kolor skóry jak ja”. 😀 Wybucham śmiechem, żegnamy się i ruszam w drogę powrotną.
To nie koniec spotkań z ludźmi. 🙂
Po drodze spotykam kolarza. 🙂 Tylko ten wyjątkowo małomówny jest. 😉

Zatrzymuję się na chwilę, aby po kilku minutach kontynuować podróż. Lekko zmieniłam trasę i przejeżdżałam koło pięknego, dobrze zadbanego wiatraka. Mijam go codziennie w drodze do i z pracy, w końcu miałam okazję zobaczyć go z bliska. 🙂 Okazało się, że to kawiarnia ze stawami rybnymi dookoła. Można usiąść, odpocząć, łowić ryby i zjeść coś dobrego. Zaskoczyło mnie to. Wszystko przemyślane, zagospodarowane i dużo osób tam gościło.

Czas ruszyć dalej, teraz to już prosto do „domu” albo i nie. 😀
Po każdym kolejnym metrze słyszę głośniejszy dźwięk i widzę wyraźniej kłęby unoszącego się piachu. Na początku nie wiem, co to. Stopniowo wyłaniają się motocykliści. Okazuje się, że to tor dla nastolatków. Jeżdżą quadami i motocyklami. Zatrzymuję się obok nich. Tor kończy się akurat przy drodze, więc mogę obserwować ich też z bliska. Aż się uśmiechnęłam. Zauważyli mnie, chyba nie wiedzieli na początku, kto to i po co tam przyjechał, a to tylko ja. 🙂
Zrobiłam kilka zdjęć, filmów, delektowałam się chwilą i postanowiłam w końcu wracać. Jeden z młodych pasjonatów, pożegnał się skinieniem głowy. Dałam do zrozumienia, że pora odpalić rower. 😀 I tak oto szczęśliwa, zadowolona wróciłam do mieszkania. Może w tygodniu też gdzieś się wybiorę poznać okolicę, w końcu kończę pracę o 14. 🙂

Kasia w podróży
Może Ci się spodobać

Przeprowadzka! Którędy na wieś?
13 lutego 2021
Mieszkam na wsi
21 lipca 2020
Jeden komentarz
Lutek
To są te ulotne chwile, które dają kopa energii na kolejne dni. Pracujesz 6-14, to do wieczora można na drugi koniec kraju dojechać rowerem 🙂